W gościnie u Ducha Puszczy

Gontyna (nazywana inaczej chramem, kąciną, kontyną) to przedchrześcijański typ budowli sakralnej u Słowian - miejsce spotkań, nabożeństw i wróżb, którego rolę pierwotnie pełniły święte gaje. W dzisiejszych czasach ludzie czasami próbują sobie stworzyć swoje własne święte miejsca, będące ich azylem wśród oszalałego, pędzącego nie wiadomo dokąd świata. Taką cichą, cudowną przystań zbudował dla siebie i najbliższych, w mało znanej miejscowości Mierzyn-Drzewce, jeden z najbardziej znanych poznańskich poetów, Ryszard Danecki.

   Przed czterdziestu laty kupił ukrytą w Noteckiej Puszczy chatę, wyremontował ją i zamienił w swój prywatny Dom Pracy Twórczej, który nazwał właśnie „Gontyną”. Wyjeżdżał tam corocznie na kilka miesięcy, od wczesnej wiosny do późnej jesieni. Towarzyszyła mu zawsze żona Bronka, malarka i graficzka, dbająca o jego zdrowie i dobre samopoczucie. Tam Danecki odpoczywał od miejskiego gwaru i od ludzkich swarów, zawiści i intryg - w miejscu, które było mu najbardziej bliskie. Gdzie znajdował spokój i natchnienie, łączył się z przyrodą, czuł się ogniwem w łańcuchu życia. W tej chacie powstał jeden z jego najbardziej znanych utworów - „Gontyna”. Spokoju poety strzegł stojący w ogrodzie Duch Puszczy, rzeźba autorstwa Wojciecha Kukli. Wokół szumiały stare, zielone drzewa, zaglądały do okien, szeptały szelestliwie o dawnych czasach. Właśnie tam pisał najpiękniejsze wiersze, przy ogromnym ciemnym biurku, na starej, tradycyjnej maszynie do pisania. Z kąta spoglądała wtedy na niego rzeźba Łady dłuta Czesława Wojtowicza. Do „Gontyny” zapraszał najbliższych przyjaciół, by na ławeczce w altanie gwarzyć spokojnie wieczorami, przekomarzać się lub po prostu razem pomilczeć.
   W ubiegłym roku, na zaproszenie Ryszarda, gościłam w jego słynnej chacie. Z dumą oprowadzał mnie po ogrodzie, pokazał sad i ogromny kolorowy klomb z zasadzonymi przez Bronkę kwiatami. Czasami zza krzewów przyglądał się nam biało-czarny kot Franciszek, który przygarnięty kiedyś na jedną noc został już na zawsze. Później poprowadził mnie krętymi ścieżkami wśród drzew. Tym, co najbardziej lubił robić podczas pobytu „w puszczy” (oprócz pisania, oczywiście), były właśnie długie spacery po leśnych ścieżkach. Gospodarz posiadłości przedstawił mnie uroczyście Duchowi Puszczy, który okazał przychylność i akceptację. Zrobiliśmy sobie nawet z nim zdjęcia. Nie przypuszczałam, że będą to ostatnie fotografie poety w jego ukochanym ustroniu.
   W grudniu 2013 roku pożegnałam Ryszarda Daneckiego, odpływającego w ostatni rejs, ten bez powrotu. Pływał on kiedyś jako rybak po Morzu Kaspijskim, ale zawsze wracał, nawet po największych sztormach. Tym razem nie wróci. Trudno w to uwierzyć, trudno się z tym pogodzić. Ten zawsze pełen życia i humoru, tryskający witalnością człowiek nie żyje. Bez niego poznański oddział Związku Literatów Polskich nie będzie już taki sam. Zabraknie żartów Ryszarda, jego ironicznego nieco śmiechu, opowieści o dawnych latach, zdarzeniach i ludziach, których oprócz niego nikt już nie pamiętał. Odszedł nagle, pozostawiając po sobie puste miejsce, książki i wspomnienia... Nie pójdę już z nim na piwo, nie porozmawiam, nie pojadę do chaty w puszczy, nie zjem pysznego obiadu przygotowanego przez Bronkę... A jeszcze tyle mogłam usłyszeć, tyle się nauczyć, zrozumieć... Teraz mogę tylko sięgać do tomików, zadumać się nad jego wierszami, opowieściami, fotografiami. A przecież planowaliśmy, że w tym roku pojadę na kilka dni, zamieszkam w „letniej chacie”, zbudowanej tuż przy głównej „Gontynie”, porobię zapiski ze wspomnień, napiszę może książkę o
 Daneckim i jego puszczańskiej samotni. Nie udało się...
   Po powrocie z cmentarza, po pogrzebie, wyjęłam z biblioteczki kilka książek tego cudownego gawędziarza i pracowitego poety. Przerzuciłam album „Od Smakosza do Fregaty”, ukazujący poznańską cyganerię artystyczną. Nie czytałam, przeglądałam tylko fotografie z dawnych lat. Ależ ten Ryszard był przystojny! A te jego oczy! Nie dziw, że wiele kobiet za nim szalało. On również lubił kobiety. Lubił to właściwie nieodpowiednie słowo - on kobiety kochał. Kochał wino, kobiety i śpiew, a z tych trzech rzeczy kobiety najbardziej. Kobietom i miłości poświęcił wiele wierszy. Najpopularniejsza książka Daneckiego, „Dedykacje - Wiersze do sztambucha”, w całości poświęcona jest kobietom jego życia. Do końca miał nadzieję, że ukaże się jeszcze jedno wydanie tego tomiku, uzupełnione o kolejne imiona, o których napisał i jeszcze napisze. Nie zdążył... A przecież zawsze, do samego końca był gotowy na nowe zauroczenie, nową przygodę.
   Lecz choć tak wielbił wszystkie kobiety, do końca był z wybraną we wczesnej młodości dziewczyną, która rozumiała poetę, wiele mu wybaczała i twierdziła, że to tylko taki „erotyczny katar”, który zawsze przechodzi. Ryszard dedykował swej Bronce (ilustratorce niektórych jego książek, m.in. tomik „Dedykacje”), wiele utworów. We wspomnianym tomiku  „Dedykacje” tak pisał do Bronki:

u steru -
warkocze czarne
skośne oczy
i kimono -
skąd to kimono znajome w dżonce,
kobiece piersi
znajome drżące?
Kimono lila - tak dobrze w nim Bronce
gdy włos rozpuści kaskadą czarną lakieru

   O ślubie z Bronką napisał w 2007 roku wiersz „W poznańskiej Farze”. Ten utwór opublikowany został w ostatniej, wydanej w 2013 roku, książce poety „Wiersze okazjonalne”. Choć w późniejszych latach życia Danecki wyznawał materialistyczny pogląd na świat, to jednak ciepło wspominał kościelne zaślubiny:     

Rozjaśniły go świec płomienie drżące
i marsz Mendelssohna grały organy,
gdy ślubne obrączki wkładał ksiądz Jany
przed tym ołtarzem właśnie -
mnie i Bronce...

   Najbardziej osobistym, jak zawsze twierdził poeta, wierszem o żonie był „Stwórca”, zamieszczony w tomiku „Mężczyźni półwieczni”. Na swym ostatnim spotkaniu autorskim w Ogrodzie Botanicznym, które odbyło się 17 listopada 2013 roku (dwa tygodnie przed śmiercią poety), Ryszard przeczytał go Bronce, również obecnej na wieczorze. Z pewnością nie pierwszy raz słyszała ten utwór, łącznie ze słowami miłości, ale sądzę, że tę recytację zapamięta na zawsze. Nie mógł chyba Danecki pożegnać jej piękniej:

Czarny sześcian ciszy
wycięty w boku pulsującego wszechświata,
czarny sześcian ciemności:
tutaj istnieje to tylko,
co powołane dotykiem
ręki mojej -
oto łóżka drewniana krawędź,
chłód prześcieradeł,
z pustki wyciągam
włosów długie zwoje,
stwarzam powieki rozwarte,
                                             rozkołysane dzwony piersi -
                                                 ...
                            leżę obok ciebie,
                          którą stworzyłem

   „Mężczyźni półwieczni” jest moją ulubioną książką Ryszarda Daneckiego. W pomieszczonych tam wierszach poeta jest taki prawdziwy, namacalny, ze wszystkimi swoimi słabościami i lękami, z właściwą sobie przekorą i optymistycznym podejściem do życia. Opowiada o swych marzeniach, tęsknotach, miłościach... O tęsknocie za miłością idealną. O poszukiwaniu wciąż nowych wrażeń, nowych natchnień, o zachwyceniu ciągle na nowo, raz jeszcze, pomimo przemijających lat i posiwiałych skroni. Pisał również o samotności, której tak często doświadczyć można nawet wśród tłumu. Jak każdy z nas nieraz czuł się wyobcowany, niezrozumiany, odrzucony. Na pospiesznie przemierzanych gwarnych ulicach, między gonitwą za pieniądzem a pościgiem za stabilizacją, sukcesem, za jeszcze jedną przygodą, jeszcze jedną książką, wpadał w czarny, pusty tunel:                                                                                                                                       

To jest właśnie pamięć:
cofanie się w nieprzydatny innemu
pusty tunel
swojego przejścia -
. . .

   Nieobca była Daneckiemu, jak zresztą większości poetów, tematyka śmierci. No bo jakże nie zauważać, że pięknie rozkwitły kwiat traci płatki, gubi liście i więdnie? Że młode, smukłe drzewo targane wichurą łamie się i ginie, wyciągając ku niebu zeschnięte, poczerniałe konary? Że człowiek od dnia swoich narodzin uparcie i mozolnie zdąża do kresu życia, borykając się po drodze z niedogodnościami starości? Pisał więc poeta o tym, że przemijamy, ale również o tym, że nie chcemy się z tym pogodzić, staramy się tego nie zauważać. W tym dążeniu ku śmierci wiele jest przystanków, wiele portów. Można je witać z uśmiechem, spodziewając się jeszcze czegoś nowego, dobrego, a można świadomie nie dostrzegać mijających lat, jak struś chować głowę w piasek, uciekać w sen, w alkohol, w marzenia ...
   Najpiękniejszym wierszem o miłości i śmierci, jaki napisał Ryszard Danecki, jest moim zdaniem „Romeo”. Mówi o śmierci samobójczej w tak przejmujący a zarazem poetycki sposób, że nie można się nim nie zachwycić. Ryszard opowiedział mi o genezie tego wiersza: kiedyś w holu hotelu zobaczył młodego mężczyznę, który podciął sobie żyły - chciał umrzeć z powodu nieszczęśliwej miłości. Przecięte żyły ułożyły się w kształt lśniącej, czerwonej róży. Widok ten tak poruszył poetę, że napisał:


Gdy nie będę już do niczego zdolny -                                                                                                          

albo inaczej -

gdy już będę do wszystkiego zdolny,
gdy już będę mógł wszystko ofiarować tobie -
albo inaczej -
gdy już niczego nie będę mógł ofiarować tobie -
dam tobie różę czerwoną,
którą noszę nierozkwitłą w lewym przegubie:
otworzy się za muśnięciem srebrnego promienia
brzytwy...

   Miłość, śmierć... To częste tematy utworów Daneckiego, ale nie jedyne. Dużo miejsca zajmuje też w jego poezji przyroda, mitologia... Jako dawny marynarz Kaspijskiej Floty pisał dużo o morzu (był zresztą związany z morzem przez cały czas, do śmierci pełnił funkcję wiceprezesa Wielkopolskiego Oddziału Marynistów Polskich). Opisywał także lasy, szczególnie swoją ukochaną Puszczę Notecką. I oczywiście „Gontynę”:

Gontyna
Słońce za las zapada - w dół, do Drzewiec -
więc niebo jak grzbiet borsuka już szare,
sowa gdzieś chryple huka, jeszcze drzemiąc,
szare sylwetki nieruchomych saren
wciśnięte w cienie jeżynowej cierni…

Wtedy to błyska pierwsza gwiazda niema:
Proxima Centauri - kosmosu wziernik -
i nagle pojmujesz, że śmierci nie ma -

robak jest wróblem, a jastrzębiem wróbel,
martwego jastrzębia - znów robak pożre,
taką mają przyszłość pnie sosen grube,
jaka im kornik wypisuje w korze -

tyle życia innym - ile go oddasz,
ono zaś wieczne - tylko formy giną:
ofiary na Łady składane ołtarz -
puszcza jej wielką, słowiańską gontyną…

   Tym właśnie utworem pożegnałam Ryszarda na junikowskim cmentarzu. Stałam nad jego grobem, mówiłam wiersz, ale czułam, że nie jest to nasze ostateczne pożegnanie. Wiem, że będzie wracał do mnie ulubioną zwrotką, uśmiechem ze zdjęcia, wspomnieniem... I póki będzie żył w mojej pamięci, w pamięci wielu z nas, nie odejdzie. A jego słowa krążyć będą pomiędzy nami jak barwne motyle, które wyfrunęły z cienia starej chaty.

*** 

   Niedawno napisałam zadedykowany Ryszardowi Daneckiemu wiersz, w którym zawarłam to wszystko, co kojarzyło mi się ze zmarłym poetą:


w drewnianej chacie                                                                                                                                            
pośród noteckiej puszczy

tworzyłeś własny świat

wystarczyła ci stara
maszyna do pisania
szafy pełne książek
i życzliwe oczy duchów
popatrujące z kątów

pochylony nad czystą kartką
przywoływałeś ludzi
których dawno nie ma
kobiety które kochałeś
i błysk srebrnej lilijki
na szarym mundurze

las szumiał ci nad głową
jak fale kaspijskiego morza
a ptaki śpiewały
nie czekając na ruch batuty

daremnie błądzą wśród drzew
czekając na twój powrót

gontynę spowił cień

(W cieniu Gontyny, Ryszardowi Daneckiemu - Kalina Izabela Zioła)

Ostatnio zmienianywtorek, 03 luty 2015 18:41

Poznańska poetka, krytyk literacki, propagatorka poezji polskiej. Jej wiersze publikowane były w wielu czasopismach kulturalnych, takich jak: „Okolica Poetów”, „Gazeta Kulturalna”, „Poezja Dzisiaj”, „Protokół Kulturalny”, „Pro Libris”, „Własnym Głosem”, czy „Akant” oraz tłumaczone na wiele języków obcych. Wydała pięć książek poetyckich: „Srebrny motyl”, Przez chwilę”, „Kwaśne winogrona”, „Okno niepamięci” i „Piszę do ciebie nocą”. W 2012 roku ukazała się płyta pt. "Magia”, zawierająca 16 piosenek z jej tekstami oraz muzyką Tomasza Bateńczuka. Członek Poznańskiego Oddziału Związku Literatów Polskich. Promuje poezję wielkopolskich poetów w polskich i zagranicznych mediach. Organizatorka licznych konkursów i festiwali poetyckich. Laureatka Nagrody Pracy Organicznej im. Marii Konopnickiej oraz  Nagrody Ryszarda Milczewskiego-Bruna w Dziedzinie Poezji. Wyróżniona w  Konkursie na Najlepszą Książkę Poetycką Roku 2013 podczas XXXVI Międzynarodowego Listopada Poetyckiego. Uhonorowana Srebrnym Medalem „Labor Omnia Vincit”, przyznanym przez Towarzystwo im. Hipolita Cegielskiego oraz „Złotym Piórem” za całokształt twórczości poetyckiej i krytycznoliterackiej, przyznanym przez Międzynarodowe Stowarzyszenie Artystów Autorów Dziennikarzy i Prawników Virtualia ART.

2 Komentarzy

  • Aga

    Aga

    Link do komentarza poniedziałek, 22 październik 2018 17:18

    Ja pochodzę z Drzewiec. Moi dziadkowie przyjaźnili się z Państwem Daneckimi. Wracam tkliwie do tamtych czasów, kiedy się odwiedzali.

    Raportuj
  • Iza

    Iza

    Link do komentarza poniedziałek, 16 marzec 2015 18:26

    Miałam okazję poznać Pana Daneckiego. Kiedy przychodził do biblioteki, zawsze udzielał się nam jego dobry nastrój. Zawsze pogodny, miły, szarmancki. Każdego w jakiś sposób wyróżnił, dla każdego miał uśmiech i miłe słowo.

    Raportuj

Skomentuj

Powrót na górę
Nasz portal wykorzystuje pliki cookies. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na wykorzystywanie plików cookies w zakresie odpowiadającym konfiguracji Twojej przeglądarki. Więcej o naszej Polityce prywatności