Chopin - kolega po strzelbie
- Napisane przez Jarosław Szałata
- wielkość czcionki Zmniejsz czcionkę Powiększ czcionkę
- Wydrukuj Email
- 1 komentarz
Postać Fryderyka Chopina znają wszyscy w Polsce, chociaż - okazuje się - Polacy bardzo mało wiedzą o genialnym muzyku i zdeklarowanym patriocie.
Mieszkam w Pszczewie - w przepięknym i najbardziej zalesionym w Polsce województwie lubuskim. Niegdyś było to arcybiskupie miasto, a dziś malownicza, duża wieś, o bogatej i ciekawej historii, sięgającej IX wieku. Położony przy historycznym trakcie, pomiędzy wieloma jeziorami, Pszczew obchodził w 2010 r. jubileusz 750-lecia nadania praw miejskich.
Wiele ważnych postaci ma związek z tą uroczą miejscowością - także Fryderyk Chopin, który przejeżdżał tędy dwukrotnie, podróżując dyliżansem do Berlina. Szperając w rozmaitych dokumentach i publikacjach, natknąłem się na kilka ciekawych szczegółów w jego biografii. Fryderyk Chopin był nie tylko wielkim muzykiem i kompozytorem, ale także miłośnikiem przyrody i myśliwym! Sporo ciekawych wątków z biografii Wielkiego Muzyka można wyczytać z licznych publikacji autorstwa Henryka F. Nowaczyka, regionalisty, historyka, który z wielką pasją od lat podąża śladami Chopina.
”Było to w Poznańskiem, w otoczonym wielkimi lasami zamku księcia Radziwiłła, w nielicznym, ale bardzo doborowym towarzystwie. Rano polowaliśmy, wieczorem muzykowaliśmy” - tak w 1840 roku w Paryżu wspomina Chopin swój pobyt w pałacu w Antoninie, u księcia Antoniego Radziwiłła. Pianista, który miał wtedy 19 lat, wpisał się tam do księgi gości 26 października 1829 roku. Wcześniej zatrzymał się w Strzyżewie, u Wiesiołowskich, gdzie dotarł dyliżansem z Warszawy. W swoich listach, szczególnie adresowanych do Tytusa Woyciechowskiego, wielokrotnie wspomina urzekające dziesięć dni spędzonych w antonińskim raju. Wyjechał stamtąd, ponaglany terminem zakończenia komponowania Koncertu f-moll. W jego finale muzycy wyodrębniają dwukrotnie słyszaną frazę wykonaną na waltorni, przypominającą sygnał myśliwski odbity przez echo. Być może jest to dźwięk myśliwskiego rogu, który słyszał i zapamiętał muzyk podczas antonińskiego polowania. Ta niewielka fraza grana solo na waltorni jest przyczyną tajemniczej afery, którą próbowano bezskutecznie rozwikłać. Na pytanie: czy jest to echo myśliwskich rogów z antonińskich lasów, czy - jak też podejrzewano - echo porannego piania koguta, usiłowali odpowiedzieć znani eksperci kryminalistyki. Zajmował się tym nawet wybitny amerykański rzeczoznawca badający dokumenty. A przecież każdy myśliwy, każdy kto miał możliwość usłyszeć dźwięki polowania zbiorowego: szum jesiennego lasu, granie psów, pohukiwania naganki i echo rogów myśliwskich jest przekonany, że udział w takim polowaniu nie mógł nie utrwalić się we wrażliwej duszy takiego artysty! Przecież w trakcie pobytu muzyka w Antoninie odbyło się uroczyste polowanie hubertowskie i naganiacze z Przygodzic pędzili zwierzynę na stanowiska strzelców: księcia Antoniego i jego syna Władysława, księcia Adolfa von Kleista i zapewne też Chopina. Nie znamy bliżej szczegółów tego polowania w Antoninie. Ale my - myśliwi - najlepiej wiemy, jak wielkie wrażenia estetyczne dla każdego, niesie udział w polowaniu w tak pięknej scenerii.
Dziś nadal możemy podziwiać piękny Pałac Myśliwski, ukryty w wielkopolskich lasach. Drewniana budowla o wspaniałej architekturze zaprojektowana przez znakomitego, słynnego Karla Fridricha Schinkla, określana jako świątynia sztuki, musiała zafascynować artystę. Książę Antoni Radziwiłł, namiestnik królewski Wielkiego Księstwa Poznańskiego był wielkim miłośnikiem sztuki, kompozytorem, rysownikiem i wiolonczelistą. Był także znakomitym myśliwym, stąd w modrzewiowym pałacu głównym jego elementem jest potężna dorycka kolumna, która jest także kominkiem z dwoma paleniskami. Ozdabiająca wnętrze kolekcja trofeów myśliwskich jest szeroko znana i nie ma sobie równych w promieniu wielu kilometrów. Pośród tych wspaniałych trofeów, przy płonących w kominku szczapach, Chopin rozmawiał z księciem o muzyce i analizował swój utwór na fortepian, skrzypce i wiolonczelę, który potem księciu zadedykował. Pianista miał wtedy dopiero 19 lat, ale już okryty był sławą wybitnego muzyka. Zawsze wątły i słabego zdrowia, zatem może trudno wyobrazić go sobie w myśliwskim rynsztunku, biorącego udział w hubertowskim polowaniu i używającego strzelby. Dlatego też Henryk Nowaczyk poprosił swojego czasu ostrowskiego grafika, Józefa Bendziechę, aby ten inspirowany portretem Fryderyka Chopina narysowanym w Antoninie przez księżniczkę Elizę, wykonał podobiznę muzyka w „myśliwskiej wersji”. Rysunek był po raz pierwszy reprodukowany w czasopiśmie „Ziemia Kaliska” nr 52 z 1993 roku. Pewnie warto do niego dotrzeć i spojrzeć na Chopina - myśliwego.
Co roku odbywa się w Pałacu Myśliwskim w Antoninie, drugi w Polsce (po Dusznikach) i piąty na świecie, międzynarodowy festiwal „Chopin w barwach jesieni”. Jest wtedy doskonała okazja, aby wspominać pobyt muzyka i jego inspiracje łowiectwem. Myśliwski wątek pojawia się wcześniej w biografii Chopina, w listach do jego szkolnego kolegi Jasia Matuszyńskiego. Wynika jednoznacznie z tej korespondencji, że Chopin już w wieku 15 lat, w czasie wakacji spędzanych w Szafarni pod Toruniem miał strzelbę w ręku i potrafił zrobić z niej użytek. W sierpniu 1825 roku po otrzymaniu listu od kolegi, który chwalił się upolowaniem zająca tak do niego pisał: „ jeżeliś Ty mi Twymi Puławami i zającem strachu chciał narobić, moim Toruniem i zającem, ale na pewno większym od Twego i czterema kuropatwami, którem onegdaj z pola przyniósł, upokorzyć owego niedoświadczonego strzelca zamyślam”.
Podczas dwukrotnych wakacji w Szafarni Fryderyk zetknął się z bogactwem przyrody, urokiem i obrzędami wsi polskiej, uczestniczył w weselu wiejskim oraz dożynkach. Słuchał muzyki ludowej i obserwował przyrodę. Być może to właśnie było inspiracją do jego mazurków, które właśnie tam zaczął pisać.
We wrześniu 1828 roku Chopin, wraz z przyjacielem ojca, profesorem zoologii Feliksem Jarockim, wybrał się do Berlina na kongres naukowy badaczy natury. Podróżowali w obie strony dyliżansem, który przemierzając Wielkopolskę przejeżdżał między innymi przez Pojezierze Międzychodzko-Sierakowskie i Pszczew. We wsi Silna (gmina Pszczew), gdzie była stacja przeprzęgowa połączona z gospodą, pianista wraz z profesorem, oraz niemiecki prawnik i pruski agronom (bo dyliżans zabierał 4 osoby) odpoczywali, czekając na zmianę koni. W pszczewskim muzeum ”Dom Szewca” przechowywane są dokumenty, potwierdzające to wydarzenie. Chopin, wątły i słabego zdrowia, uskarżał się w swoich listach na trudy podróży i „jazdę na drążkach”, bo dyliżans nie był pojazdem komfortowym. Podróż z Warszawy do Berlina trwała od 9 do 15 września i przebiegała głównie nieutwardzonymi, kiepskiej jakości traktami. Profesor Jarocki i towarzyszący mu Fryderyk wykonali też ważną dla kraju misję.
Dostarczyli do Berlina list od Juliana Ursyna Niemcewicza oraz dokumenty umożliwiające przeniesienie zwłok biskupa Ignacego Krasickiego z Berlina do katedry gnieźnieńskiej. Sprawą zajmował się i doprowadził ją do końca arcybiskup Teofil Wolicki, którego podróżni odwiedzili wracając z Berlina w pałacu arcybiskupim na Ostrowie Tumskim w Poznaniu. Wtedy też Chopin uczestniczył w przekazaniu prezentu, jaki arcybiskup przywiózł zza granicy księżniczce Elizie Radziwiłłównie od jej przyjaciółki. Była to sadzonka, bardzo egzotycznej wtedy na ziemiach polskich, amerykańskiej sosny wejmutki. Posadzono ją w pobliżu pałacu, zapewne z udziałem Chopina. Może warto sprawdzić, koledzy z Poznania, czy na Ostrowie Tumskim, przetrwała do dziś wejmutka? To kolejny przyrodniczy element w biografii wielkiego muzyka.
„Rodem Warszawianin, sercem Polak, a talentem świata Obywatel”, jak napisał o nim w 1849 roku w „Nekrologu” C.K. Norwid, wszystkim chyba w naturalny sposób kojarzy się z polską wierzbą. Pomnik Chopina pod mazowiecką wierzbą, to znana w Europie i świecie wizytówka Polski. Bo czy można wyobrazić sobie coś bardziej polskiego niż wierzba przydrożna i chopinowski mazurek? Wierzby przez wieki sadzono przy traktach podróżnych, także przy tych, które dyliżansem przemierzał Chopin. W całej Polsce, kiedy spacerujemy dawnymi szlakami widzimy tylko marne resztki dawnych, wspaniałych alei wierzbowych. Dziś w dobie pośpiechu i autostrad, polne i leśne trakty straciły swoje znaczenie. O wierzby, rosochate i pokręcone polne drzewa, chyba najbardziej charakterystyczne dla polskiego krajobrazu, w zasadzie nikt nie dba. A chyba warto zatroszczyć się o te polskie drzewa, choćby przez wzgląd na pamięć Wielkiego Polaka i jego związki z przyrodą. A wierzby oprócz tego, że są schronieniem dla licznych organizmów, szczególnie ptaków - w tym ślicznych dudków, które z upodobaniem zasiedlają wierzbowe dziuple - służą także myśliwym. Często w polnym krajobrazie pozbawionym drzew, wierzba, która ostała się na rozstaju dróg lub na miedzy pozwala ukryć się myśliwemu pomiędzy swoimi pokręconymi konarami. Myśliwi chętnie budują na nich różnego rodzaju zwyżki i wysiadki, które służą im latami. Są nieocenioną pomocą w przechytrzeniu lisiury, co dynda wzdłuż miedzy lub watahy czujnych przelatków, która zapuściła się w pola po złapaniu w tabakierę woni pysznej odmiany ziemniaków. Zróbmy więc coś, co nie pozwoli zniknąć wierzbom z naszego krajobrazu. To takie proste, bo czasem wystarczy wetknąć wierzbowy patyk w wilgotną glebę i trochę o niego zadbać, a wyrośnie z niego nasz narodowy symbol. Trzeba też wykazać się troską o istniejące drzewa i otoczyć je opieką. Wierzby płaczące nad wodą, rosnące na miedzach, zadumane nad leśnym, czy polnym traktem będą trwały nadal i przypominając postać Wielkiego Muzyka, szumiały jego mazurkami.
- Dział: Artykuły
- Czytany 5806 razy
Jarosław Szałata
Prawdziwy człowiek lasu. Mieszka i pracuje w leśniczówce Pszczew w Nadleśnictwie Trzciel w województwie lubuskim. O lesie wie chyba wszystko i chętnie dzieli się tą wiedzą z innymi. Publikuje m.in. w pismach: "Echa Leśne" i "Głos Lasu". Prowadzi również pasjonującego i bardzo popularnego wśród internautów "Bloga Leśniczego".
Artykuły powiązane
- Robert Koch - odkrywca prątka gruźlicy, noblista, lekarz powiatowy w Wolsztynie w latach 1872-1880
- „Non omnis moriar” - wspomnienie o artyście rzeźbiarzu Julianie Bossie - Gosławskim (1926-2012)
- Robert Zaleśny: Jestem blues-rockowy
- Jędrzej Szyguła: Magia pojawiającego się obrazu
- Biała Dama z Kórnika - najsłynniejszy duch w Polsce
1 Komentarz
-
michalKr
Link do komentarza czwartek, 15 maj 2014 19:43Fajna strona, nawet ciekawy wpis, dodam se do ulubionych niech strace :)